Drzewo nie było zwykłe. Nie takie stare, sztywne, poważne. To była jabłoń — albo coś, co ją przypominało, coś zielonego, letniego, jakby zrobionego z cienia i światła. Jej gałęzie uginały się łagodnie nad namiotem, jakby chciała nas objąć i uchronić przed światem. Latem zawsze pachnie inaczej. Ale tej nocy pachniało wszystkim naraz — trawą, jabłkami, dymem z ogniska i herbatą Betty.