W małym miasteczku ukrytym wśród łagodnych wzgórz, gdzie każdy dzień pachniał świeżym chlebem i mokrą trawą, Betty budziła się powoli, przeciągając się leniwie jak kotka. Był to dzień jej urodzin – ale nie spodziewała się niczego nadzwyczajnego. Może kawa od Mikera, może kilka ciepłych słów. Ot, zwykły dzień z odrobiną cukru.